Dzień Wszystkich Świętych czy halloween? A może i jedno i drugie? Przecież są w różne dni i – rzekomo – się nie wykluczają. A jednak zachodzi między nimi swojego rodzaju kolizja. Kolizja, która dzięki „nowoczesnemu myśleniu” przeradza się w drobną stłuczkę, a z czasem nie będzie traktowana nawet jako wykroczenie. Dziwi mnie, że halloween weszło aż takim przebojem do kanonu polskich świąt. Z dnia na dzień pojawia się coś, co zostaje przyjęte na wiarę bez jakichkolwiek zastrzeżeń. Ludzie szaleją na punkcje świecących dyń, trupów, wampirów, zombie i wszystkiego tego, co kojarzy się z amerykanizacją. Właśnie tak – małpujemy Amerykanów. I nie ma się co dziwić, przecież na zachodzie rzekomo jest tak cudownie i fajnie. Nie ma to – jak Amerykanie – bardziej być przygotowanym na apokalipsę zombie niż brak prądu.
Ale wracając do meritum. Beznadziejne naśladowanie na pewno nie wyjdzie nam na dobre. Halloween nie jest świętem, które jest zakorzenione w kulturze chrześcijańskiej. W ogóle nie jest żadnym świętem. Ok, zgodzę się, że są niewierzący albo wyznający inną religię – tak więc ten tekst nie jest dla nich. A dla kogo jest? Dla katolików beznadziejnie zapatrzonych w upadającą cywilizację zachodu i naśladujących na każdym kroku jej zwyczaje. Rozpisałem się, ale nadal nie wyjaśniłem, co takiego jest w halloween, że go tak nie trawię. Ano to, że to pogańskie święto i nie ma nic wspólnego z wyznawanymi przez katolików wartościami. I już odpowiadam tym, którzy myślą, że XVI i XVII-wieczny obrzęd „dziadów” kultywowany niegdyś na naszych ziemiach też był pogański. Owszem, wiele z pogaństwa tam było, ale to było święto słowiańskie, a nie amerykańskie. Poza tym w dziadach był obecny Bóg, kara za grzech, nadzieja. Coś w rodzaju spotkania się zmarłych z żyjącymi.
Halloween zachęca, aby koncentrować i zabawiać się tym, co jest złe, plugawe, demoniczne, mroczne, niebezpieczne i ciemne. Dziady miały wymiar rodzinny, a ponadto były w jakimś stopniu schrystianizowane. Nie było w nich żadnego obrzędu z przebieraniem się za potwory i bieganiem od domu do domu na słodyczami. Halloween jest świętem komercyjnym, które nie ma nic wspólnego z żadną religią. Takie coś, jak wierzenie w Latającego Potwora Spaghetti. Oj, przepraszam, zagalopowałem się. Coś tam jednak ma. Sięga ono korzeniami czasów celtyckich, a konkretnie wyznawania bożka śmierci Samhaina. W tym właśnie dniu druidzcy magowie podczas swoistych obrzędów składali również krwawe ofiary z ludzi. Być może nie każdy to wie, ale tak właśnie było. Bardzo spodobała mi się jedna wypowiedź, która utkwiła mi w pamięci.
Anton LaVey, autor „Biblii szatana”, przyznał, że halloween dla satanistów jest najważniejszym dniem w roku, bo jest czasem niezwykłej potęgi szatana. Dlatego wtedy odprawiają swoje „czarne msze”, podczas których składają krwawe ofiary oraz dokonują rytualnych zabójstw. Cóż, dlaczego mnie to nie dziwi… Niewinna zaś z pozoru wydrążona dynia jest pozostałością po pogańskim zwyczaju rzeźbienia wizerunku demonów, których rolą było odstraszanie wszelakich nieszczęść. To również symbol potępionych dusz. Warto tutaj także dodać, że podświetlona dynia w przeszłości była symbolem czcicieli szatana. Aha, byłbym zapomniał. Przecież halloween to takie radosne święto, a dzień Wszystkich Świętych to ponura matnia. W zamyśle dzień Wszystkich Świętych to przecież radosne święto. Mamy się radować, bo wtedy święci i błogosławieni obchodzą swoje imieniny. To my zrobiliśmy z tego to, co obecnie mamy. W całym tym zamieszaniu nie ma żadnej winy dzieci – chcą się bawić, często nie rozumiejąc, co robią.
Wina jest po stronie dorosłych – zliberalizowanego i ciągnącego do pustki duchowej zachodniego społeczeństwa, które zostawia po sobie spaloną ziemię. Całą otoczkę tworzą również media, gdzie próżno szukać tradycyjnych elementów. Jeśli tak dalej pójdzie, to zatracimy nasze kulturowe wartości i wszystko, co nas charakteryzowało. Nie będzie polskich zwyczajów ani świąt. Będzie propagowanie tzw. wolności absolutnej, która w konsekwencji nas zniewoli. Nie powinniśmy się sugerować Ameryką. Mamy swoje święta. A jeśli już Amerykę do tablicy wywołałem, to pamiętajmy, że jest to swego rodzaju religijno-kulturowa unia. Społeczeństwo wielonarodowe o różnych wierzeniach i zwyczajach. A pamiętacie, jak kończyły wszystkie unie w historii i ile z nich przetrwało… No właśnie. Zarzućcie mi, że jestem nietolerancyjny. Chrześcijanin jednak nie może być tolerancyjny wobec zła.
Mateusz Błoch