Czytanie Ewangelii św. Jana jest trudne z tej racji, że prawie zawsze autor w jednym tekście prowadzi czytelnika równocześnie na dwóch poziomach. Jeden jest historyczny, przedstawia wydarzenia z życia Jezusa, przytacza Jego przemówienia, relacjonuje prowadzone przez Niego dyskusje. Drugi poziom jest duchowy, zarezerwowany dla ukazania prawd wiary. Całość jednak jest tak pomyślana, że kto nie odczyta dokładnie wydarzenia o charakterze historycznym (czyli I poziomu), nie potrafi dostrzec bogactwa ukrytego na poziomie drugim. Scena wypędzenia kupców ze świątyni (jedna z kluczowych w Ewangelii jeśli chodzi o ustalenie zdrowej relacji wiara-pieniądze) jest pod tym względem tekstem klasycznym. Św. Jan nawiązuje do historycznego wydarzenia.
Jezus, który ustawicznie oczyszczał autentyczne życie religijne z wszelkich wypaczeń, tym razem, w sposób wyjątkowo ostry, piętnuje zbezczeszczenie świątyni przez wprowadzenie w jej mury handlu. Pod pozorem troski o ułatwienie praktyk religijnych, w obrębie murów świątyni ustawiono stoły bankierów oraz stragany, oferujące zwierzęta ofiarne. Pokusa łączenia religii z biznesem jest stara jak świat, i nie łatwo ją odrzucić. Problem nie jest łatwy do rozstrzygnięcia. Tam, gdzie trzeba wznosić świątynię, musi brzęczeć pieniądz, bo świątynia budowana jest dla Boga, ale powstaje z materiałów zakupionych w świecie, a na to trzeba pieniędzy.
Potrzeba ich również do utrzymania już wybudowanej – remonty, malowanie, wyposażenie, sprzątanie, światło itp. W skali roku w grę wchodzą spore sumy, a te muszą przepływać przez ręce ludzi odpowiedzialnych za budowę czy utrzymanie świątyni. W tym kontekście jakże łatwo o posądzenie kogoś o nieuczciwość, jako że wielu ludzi sądzi według siebie i nie wierzy, że inni mogą być uczciwsi od nich. Trzeba jednocześnie stale pamiętać, że Jezus został przecież „przehandlowany” przez Judasza za marne trzydzieści srebrników.
Judasz jest pierwszym uczniem Chrystusa, który chciał zrobić interes na Mistrzu. Jaki to był interes, ujawniło się w ciągu kilku dni, a los Judasza jest przestrogą dla wszystkich, którzy usiłują wykorzystać Jezusa i Ewangelię do swoich prywatnych celów. Dużo się mówi o następcach świętych Apostołów, rzadko natomiast o następcach tego jednego, nieświętego, Judasza. A przecież i on ma swoich następców prawie w każdym pokoleniu. Dźwięk monety jest dla nich mocniejszy od przestrogi zawartej w dramacie Judasza, który ostatecznie w szale rozpaczy i poczuciu własnej klęski popełnia samobójstwo.
Czy zatem chrześcijanin musi być ubogim, żebrakiem? Czy wolno mu posiadać majątek?
Bardzo popularna w Kościele jest taka interpretacja, zgodnie z którą „porządny katolik” powinien być ubogi, a pieniądze zawsze są grzeszne. Przecież w różnych miejscach Ewangelii mamona jest potępiana. Wiele osób, stykając się z takim podejściem, też czuje się zasmuconych. „To, że ciężko pracuję czy wykorzystuję talent, jakim zostałem obdarzony, i w konsekwencji godziwie zarabiam, ma być czymś złym? To niesprawiedliwe” – myślimy sobie. Otóż, co może zabrzmi dziwnie, Kościół wcale nie potępia bogatych ludzi. Potępia złe korzystanie z pieniędzy lub nieuczciwe ich zdobycie.
Jezus nie uczy nas tego, że musimy być biedni, chodzić w łachmanach i żyć z całą rodziną w ciasnej kawalerce. Chciał nam jedynie przekazać, że to nie pieniądze powinny być dla nas w życiu najważniejsze. Nie możemy się do nich nazbyt przywiązywać i musimy, jeśli zachodzi taka potrzeba, być gotowi poświęcić je dla wyższych wartości – Boga, przyjaciela, rodziny czy Ojczyzny. Co nam bowiem przyjdzie z wysokiego salda na koncie, jeśli będziemy spędzać całe dni w pracy i staniemy się zupełnie nieobecni w życiu bliskich nam osób? Ale jeśli umiemy połączyć zarabianie pieniędzy z innymi ważnymi sferami naszego życia, to jak najbardziej można, a nawet trzeba to robić.
Każdy chrześcijanin powinien żyć z pracy swoich rąk (o ile jest zdrowy) i swoich talentów – po to, by zapracowane pieniądze umieć rozsądnie zagospodarować. I umieć się także podzielić się z potrzebującymi, wspierać akcje charytatywne czy działalność duszpasterską i ewangelizacyjną. W XXI wieku walka o duszę człowieka, o to, jakimi wartościami będzie się kierował, odbywa się w dużej mierze w Internecie, mediach i w świecie kultury. Aby móc przebić się tam ze swoim przekazem, niezbędne są nakłady finansowe. Ale i w każdej innej dziedzinie prowadzenie jakiejkolwiek działalności – choćby zarządzanie parafią czy organizacja ŚDM – wiąże się z określonymi finansami.
Nie należy rzecz jasna oczekiwać, że katolicy będą rozdawać cały swój majątek. Czymś oczywistym jest przeznaczanie środków na utrzymanie rodziny, dbanie o rozwój swoich dzieci czy zapewnienie spokojnej starości swoim rodzicom. Mamy także prawo do odpowiedniego komfortu życia – wyjazd na wakacje, zakup domu czy samochodu. Jeśli świat materialny nie zamyka nas w egoizmie, nie przesłania ważniejszych celów i wartości oraz pozostawia wrażliwymi na los innych ludzi – nie jest niczym złym. Bardzo często nasza niechęć do ludzi sukcesu wynika z przeświadczenia, że majątku nie można dorobić się w uczciwy sposób.
Rzeczywiście w Polsce ciągle jeszcze spore znaczenie mają cwaniactwo, układy i łapówkarstwo. Ale nie zawsze tak jest – nie możemy wszystkich wrzucać do jednego worka z napisem „oszuści”. Jakże łatwo przychodzi nam sądzić drugiego człowieka. Tymczasem nauka płynąca z Ewangelii nie tylko dopuszcza możliwość zarabiania pieniędzy i wspinania się po szczeblach kariery zawodowej, ale wręcz może nam pomóc w odniesieniu życiowych sukcesów. Chodzi tylko o to, aby pamiętać, jaki jest cel naszej wędrówki przez ziemię – jest nim Niebo. I żeby środki materialne oraz własna wygoda nie przysłoniły nam Boga. Dopóki nie przysłaniają – możemy być spokojni – idziemy w dobrym kierunku. Niech zatem Duch Święty pomaga nam każdego dnia w mądrym podejmowaniu wyborów, w pracy, w oszczędzaniu i w unikaniu pochopnego osądzania bliźnich!
ks. Rafał Zyman