Wielki post to czas nawrócenia i pokuty. Czy jednak rozumiemy je właściwie? Czy też traktujemy post bardziej jako okazję do praktykowania wegetarianizmu, schudnięcia czy podbudowania ego?
Idziesz po restauracji w piątek i zajmujesz swe miejsce przy stoliku. Patrzysz niecierpliwie, gdyż jesteś głodny. Wreszcie przychodzi kelner, lekko się uśmiecha i pyta, co zamawiamy. Standardowe, piątkowe – ryba, surówka. „Aaa – opcja wegetariańska” – uśmiecha się kelner. „Nie. Postna” – odpowiadasz życzliwie, ale stanowczo. Kelner oddala się czynić swą powinność. Tymczasem patrzy na ciebie dwójka gości z sąsiedniego stolika, z mieszaniną ciekawości i zakłopotania. Następnie wraca do swych kotletów. Historia niby zwyczajna, a jednak oddająca prawdę o naszych postawach względem wielkiego postu. Część nie stosuje się do niego wcale, bo po co? Życie i tak jest trudne, więc po cóż go sobie jeszcze uprzykrzać – stwierdzają. Cóż można im powiedzieć? Choćby to, co Pan Jezus po uzdrowieniu epileptyka – że istnieje rodzaj złych duchów, które wyrzuca się tylko modlitwą i postem (Mt 17,21). To między innymi dlatego Kościół nakazuje piątkową wstrzemięźliwość od mięsa oraz powstrzymywania się od hucznych zabaw w okresie Wielkiego Postu. Zachęca też do podejmowania wówczas różnych wyrzeczeń, takich jak ograniczenie jedzenia, picia czy niektórych innych przyjemności (słodyczy, kawy, alkoholu, papierosów itd.).
Nie wszyscy jednak odrzucają całkowicie post. Jeszcze inni owszem praktykują go. To znaczy – wydaje im się, że praktykują. Na przykład podoba im się okresowe niejedzenie mięsa. Są bowiem wegetarianami albo wegetarian podziwiają, ale jedzą mięso od czasu do czasu. W efekcie w powstrzymaniu się od jedzenia mięsa widzą krok w dobrą stronę. Wszak oszczędzi się cierpienia biednym zwierzakom. Prawda jest jednak brutalna: nie o to w poście chodzi! To nie z powodu troski o zwierzęta wstrzymujemy się od spożywania mięsa w piątki czy Środę Popielcową. Nawet nie dlatego, byśmy uważali jedzenie mięsa za coś złego. Przeciwnie! Mięso jest jako takie dobrem. Jednak to właśnie w okresowym powstrzymaniu się od dobra w imię wyższych celów tkwi wartość postu. Chrześcijańska asceza nie polega bowiem na odrzucaniu wartości stworzonego świata. Pamiętamy bowiem, że zgodnie z Księgą Rodzaju Bóg stworzył świat jako dobry. Prawdziwe wyrzeczenie więc stanowi rezygnację z czegoś dobrego. To właśnie dlatego jest ono godne szacunku.
Istnieje jeszcze inna grupa ludzi uznających post za coś właściwego. Ci zaś widzą w nim rodzaj diety. Chwalą post, gdyż pozwala im na zrzucenie zbędnych kilogramów. Ich zdaniem warto trochę pocierpieć w imię wyższych celów. Ale jakich wyższych celów? Post chrześcijański wiąże się przecież z motywacją nadprzyrodzoną. Wyrzekam się dobra, by zbliżyć się do Boga, a nie po to, by schudnąć! Warto pamiętać, że nie chodzi tu o siłę wyrzeczenia czy natężenie cierpienia. Chodzi o motywację. Skromny post w imię miłości Boga jest o wiele ważniejszy niż wielki wysiłek czyniony w imię świeckich, jakkolwiek uzasadnionych, ideałów.
Istnieje też grupa ludzi wierzących i podejmujących umartwienia w imię (jak twierdzą) zbliżenia się do Stwórcy. Wszystko na pozór wspaniale, istnieje jednak pewien szkopuł. Otóż cielesne cierpienia rekompensują sobie oni z nawiązką przyjemnościami pychy. „Ja poszczę! Ależ jestem wspaniały! A o ileż lepszy o tego ateisty, co to nie pości! Albo od tego innowiercy, co pości tylko po to, by schudnąć. Jestem prawdziwym katolikiem!”.
O takiej postawie wypowiedział się sam Chrystus: „Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli; inaczej bowiem nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie. […] Kiedy pościcie, nie bądźcie posępni jak obłudnicy. Przybierają oni wygląd ponury, aby pokazać ludziom, że poszczą. Zaprawdę, powiadam wam, już odebrali swoją nagrodę. Ty zaś, gdy pościsz, namaść sobie głowę i obmyj twarz, aby nie ludziom pokazać, że pościsz, ale Ojcu twemu, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie”. (Mt 6, 1-6. 16-18).
Weźmy sobie Jezusowe słowa głęboko do serca!
Marcin Jendrzejczak
ks. Rafał Zyman