Jak zawsze krótko – trzy myśli, niczym trzy kamienie rzucone w taflę jeziora; myśli z rekolekcji kapłańskich A.D. 2015.
Właśnie wróciłem z rekolekcji, które odbywałem w urokliwych Górach Świętokrzyskich, krainie dzieciństwa Żeromskiego i nieskażonej przyrody. W czasie wolnym, o ile pogoda pozwalała, wędrowałem sobie niekiedy po okolicy. Podczas jednego z takich spacerów dotarłem pod dobrze mi znany pomnik (gdzie – nie powiem, bo to nie jest akurat istotne). Monument ten od strony artystycznej bardzo mi się podoba – jest surowy, prosty, czytelny.
Jedyne, co mnie zawsze w nim bolało (oprócz łba czerwonoarmisty), to napis u podstawy pomnika: „Bohaterom walk w latach 1939-1945 o wyzwolenie narodu polskiego spod hitlerowskiej okupacji partyzantom ziemi kieleckiej W XX ROCZNICĘ POWSTANIA PPR społeczeństwo kielecczyzny, rok 1962″. Oczywiste jest, która część napisu budziła moje obrzydzenie. Napisałem „budziła”, bo czyjaś ręka dłutem (a może młotkiem?) skuła tę niechlubną rocznicę powstania tejże niechlubnej partii. Patrząc na to dzieło pomyślałem – NARESZCIE! Nareszcie ktoś wziął sprawy w swoje ręce i nie czekając na niemrawe i historycznie upośledzone władze lokalne sam skuł tę szpetotę (w wyniku czego reszta napisu jest do zaakceptowania).
Jestem więcej niż pewien, że zrobił to jakiś młody człowiek. Bo tylko młodzi ludzie rwą się w naszym kraju do rozliczania trudnej, często haniebnej przeszłości. Znak czasu.
Niestety łeb czerwonoarmisty został – pewnie dlatego, że jest za wysoko, jakieś 5 metrów od podstawy pomnika…
I kolejny signum temporis – nieopodal tego pomnika stoi sobie odremontowana ostatnio kapliczka. Ot, kapliczka, jak kapliczka – nic to niezwykłego w Górach Świętokrzyskich. Zajrzałem do wnętrza: wystrój typowy – prosty ołtarzyk, krzyż, kilka świętych obrazów (bynajmniej nie upajających artyzmem). Ale na podłodze ktoś położył dywanik przedstawiający… meczet. Pomyślałem sobie – wymowne – żeby podejść do ołtarza, trzeba przejść po islamskim „kobiercu”. Może to zwykły przypadek – ktoś miał dywanik na zbyciu, to dał do kapliczki. A może wcale nie przypadek… Taki kolejny znak czasu. Król Jan III Sobieski byłby dumny.
I ostatnia myśl, tym razem ściśle teologiczna. Na swoim rekolekcyjnym szlaku natknąłem się na mały parafialny kościółek. Bardzo urokliwy. Nad głównymi drzwiami prowadzącymi do wnętrza świątyni znajdował się duży napis: „Brama Wiary”. Napis ten uświadomił mi, jak często my, ludzie wierzący, jakoś tak rutynowo i poniekąd bezwiednie, bezrefleksyjnie przekraczamy próg kościoła. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, że wchodzimy w sferę sacrum, w przestrzeń świętą, bo przebywa w niej Święty Świętych. Nie wystarczy niedbałe przyklęknięcie i niechlujny znak krzyża (jakby odganianie muchy) i pogaduchy w kościelnych ławkach, co tam na wiosce słychać… Potrzeba wyciszenia serca i umysłu, bo z chwilą przekroczenia progu kościoła wchodzimy w inny wymiar, wchodzimy w bezpośrednią relację z Tym, który nas stworzył. Chyba zasłużył On na chwilę skupienia z naszej strony…
ks. Rafał Zyman