Mamy tyle wspaniałych tradycji – obyczajowych, politycznych i militarnych – oryginalnych i niepowtarzalnych. Nawet jeśli o nich nie myślimy, bądź wcale ich nie znamy, one i tak krążą w naszym narodowym krwiobiegu. Sięgajmy zatem po nie, poznawajmy je, kreatywnie wpisujmy je w nowe konteksty – w tym nasza siła!
Czy Polacy są potomkami Sarmatów, jak twierdzono w dobie Rzeczypospolitej Obojga Narodów? Głupie pytanie – ktoś odpowie. Jakie znaczenie mogą dziś mieć przestarzałe spory? Czy dziś, w XXI wieku, nie wystarczy skwitować, że cokolwiek by nie było wcześniej, obecnie jesteśmy po prostu Polakami? I choćbyśmy nawet byli potomkami owych barbarzyńskich hord, z którymi ścierali się Rzymianie na terenie dzisiejszych Węgier, jakie to może mieć teraz znaczenie?
Otóż, ma to znaczenie, i to pierwszorzędne. I pod różnymi względami. Zacznijmy jednak od podsumowania wątku sarmackiego. Nie wiemy, w jaki sposób Słowianie na naszych ziemiach łączyli się z Sarmatami. Być może Sarmaci, podbiwszy część tych ziem, z czasem wtopili się w lokalną ludność i jak Normanowie w Anglii lub tureccy Bułgarzy na Bałkanach przyjęli lokalny język i kulturę (jednocześnie całkiem sporo dodając od siebie). Jak było dokładnie, ani nawet kiedy to było, po upływie dwóch tysięcy lat nie sposób się już dowiedzieć.
Nie jest to jednak kwestia najważniejsza. Ważne jest, iż takie wpływy faktycznie istniały – zarówno badania genetyczne, jak też analizy językoznawcze dowodzą, iż nasi szesnastowieczni przodkowie, popularyzując legendę o Polsce jako Sarmacji, bynajmniej nie byli w błędzie. Oprócz genów i bardzo starej warstwy słownictwa o pochodzeniu irańskim w naszym języku, więź wydaje się istnieć również w obyczajach. Oto bowiem trzy ważne cechy polskiej szlachty, a więc: gościnność, waleczność, i – nieraz kłótliwe – zamiłowanie do wolności, są charakterystyczne dla ludów irańskich, z których wywodzili się Sarmaci. Wszystkie te trzy cechy w taki czy inny sposób uwidaczniają się w arcypolskim pojęciu „ułańskiej fantazji”.
Trzy sceny batalistyczne
Najważniejszym chyba przykładem ducha kawaleryjskiego jest nacisk na szarżę – gromadzenie sił do jednego, mocnego uderzenia. Rozważmy trzy krótkie przykłady na przestrzeni dziejów. Scena pierwsza: opancerzeni jeźdźcy, dzierżąc w dłoniach długie kopie, szarżują na rzymskie szyki. Są to właśnie starożytni Sarmaci. Jak potwierdza w swoich kronikach Tacyt, pomimo iż Sarmaci ostatecznie nie byli w stanie wygrać wojny z Rzymem, siła ich uderzenia najczęściej nie dawała szans nawet dobrze wyszkolonej rzymskiej piechocie.
Rzymianie więc ostatecznie wygrają wojnę, jednak od tego czasu będą chętnie werbować Sarmatów, aby tworzyć z nich jednostki jazdy we własnych szeregach. Scena druga: opancerzeni jeźdźcy, dzierżąc w dłoniach długie kopie, szarżują na moskiewskie szyki pod Kłuszynem. Niejeden raz: tak wielką przewagę liczebną mieli Moskale tego dnia, że poszczególne chorągwie szarżowały nawet dziesięciokrotnie. Jednak śmiałe ataki husarzy ostatecznie przyniosły zwycięstwo. Podobne zwycięstwa będzie Rzeczpospolita powtarzać aż do wspaniałej bitwy pod Wiedniem w roku 1683. Rzecz znamienna, stopniowemu upadkowi Rzeczypospolitej towarzyszy upadek husarii… Jednak dziś już na koniach nie walczymy, jakie więc znaczenie ma tradycja kawaleryjska? Cóż, oto scena trzecia: myśliwce polskiego Dywizjonu 303 atakują niemieckie bombowce nad Anglią.
Na próżno usiłuje ich bronić niemiecka eskorta. Sarmaci po prostu koszą Niemców. Robią to znacznie lepiej niż Anglicy, pomimo iż latają na sprzęcie wyprodukowanym przez tych ostatnich. W przeciwieństwie bowiem do angielskich pilotów Polacy strzelają z bliska, szarżują jak kawaleria. I nic w tym dziwnego, gdyż niejeden z polskich pilotów dorastał, czytając o szarżach husarskich w Trylogii Sienkiewicza, i słuchając ojcowskich opowieści o szarżach ułańskich w wojnie polsko‑bolszewickiej 1920 roku. Tak właśnie na przestrzeni wieków kształtował się nasz duch fantazji ułańskiej – słysząc o kawaleryjskich sukcesach ojców, któż nie chciałby ich naśladować?
Nasze polsko-sarmackie dziś
Dziś Polska nie musi się wykazywać w boju militarnym – nie jesteśmy bowiem (na szczęście) stroną żadnego wojskowego konfliktu. Ale siły, sprytu i fantazji niewątpliwie potrzeba nam nadal. Bo musimy się mierzyć z trudnymi zagadnieniami geopolitycznymi, które zewsząd nas oplatają. Niemiecko-rosyjski gazociąg Nord Stream 2, trudne sąsiedztwo z Rosją (przez Okręg Królewiecki), trudne sąsiedztwo z Ukrainą (która wypiera i zakłamuje oczywiste fakty związane z ludobójstwem ludności Polskiej na polskich Kresach), nienajszczęśliwsze sąsiedztwo z Białorusią (bliskim sojusznikiem Rosji), hegemonia gospodarcza tandemu Niemcy-Francja w Europie, wreszcie naciski brukselskich elit na polskie władze, wywierane w celu „urządzania polski po europejsku”, czyli po myśli Angeli Merkel i Emanuela Macrona.
Stąd ważne jest dziś odwoływanie się do polskiej historii i tradycji, w której możemy znaleźć wiele wspaniałych, inspirujących przykładów. Niewątpliwie ścisła współpraca państw naszego regionu w ramach Grupy V4 (jako rozsądna i potrzebna przeciwwaga dla państw tzw. starej unii), budowanie więzi gospodarczo-politycznych i komunikacyjnych szerokiej koalicji państw Międzymorza i zapewnianie nowych (niezależnych od Rosji) dostaw strategicznych surowców – to kierunki w polskiej polityce wyraźnie nawiązujących do tradycji walecznych Sarmatów. Bo wiele trzeba wysiłku i odwagi, aby przeciwstawić się brukselskim zgniłym elitom i rosyjsko-niemieckiej oraz niemiecko-francuskiej dominacji na Starym Kontynencie. Ale skoro jesteśmy potomkami walecznych Sarmatów, to musimy dać radę, aby nie przynieść wstydu naszym przodkom.
J. Majewski, R. Zyman